Ministerstwo Środowiska wydało poradnik o prawidłowym używaniu paliw stałych, w którym m.in. poleca rozpalanie od góry.
Poradnik "Czyste ciepło w moim domu ze spalania paliw stałych" zawiera praktyczne wskazówki oraz konkretne porady dotyczące odpowiedniego użytkowania domowych urządzeń grzewczych na paliwa stałe, głównie węgiel kamienny i drewno. Poradnik zwraca także uwagę na konieczność zmniejszenia zapotrzebowania budynków na ciepło poprzez termomodernizację oraz wykorzystanie odnawialnych źródeł energii.
Informacja o wydaniu poradnika znajduje się na stronie Ministerstwa Środowiska a tu jest bezpośredni link do pliku.
Dym i smród to pierwsze z czym kojarzy się węgiel i drewno. Tutaj podważamy tę oczywistą oczywistość. Dym powinien się spalać, bo to bardzo kaloryczna część paliwa. Wyrzucamy go kominami, bo znamy tylko jedną, kiepską technikę palenia, która powoduje wściekłe kopcenie. Na szczęście są też lepsze techniki palenia, dzięki którym twój kocioł lub piec, choćby stary i brzydki, jeszcze dzisiaj zacznie spalać węgiel i drewno dopalając dym. Tym sposobem zima będzie cieplejsza, tańsza i nie będzie już cuchnąć.
Nie istnieje żaden niedymiący węgiel kamienny czy drewno. Spalając jedno i to samo paliwo możemy albo dusić się dymem, albo ten dym spalać. Nowoczesne kotły automatyczne spalają dym, bo fabrycznie zastosowano w nich poprawną technikę palenia. Technikę tę można przenieść także do innych pieców i kotłów czy nawet ogniska.
Dlaczego warto palić bez dymu? Najistotniejszy powód to oszczędność paliwa: każdy węgiel (polski, rosyjski, najtańszy i najdroższy) zawiera ~300kg smoły, z której – przy kiepskim spalaniu – powstaje dym i sadza, natomiast przy poprawnym spalaniu – masz dodatkowe ciepło. Z kolei drewno aż w 2/3 składa się z palnych gazów. Kto bogatemu zabroni wyrzucać kominem 1/3 do 2/3 paliwa, za które zapłacił?
Jest kilka sposobów, by palić węglem i drewnem czyściej i efektywniej. W dowolnym piecu da się zastosować przynajmniej jeden z nich, a więc nie ma takiego pieca, który musiałby kopcić. Najłatwiej po prostu zacząć dokładać mniejszymi porcjami, jednak najlepsze efekty daje cykliczne rozpalanie od góry.
Opisane tu metody palenia dotyczą najpowszechniej spotykanego rodzaju kotłów i pieców (z wylotem spalin u góry paleniska). Jest to znakomita większość domowych kotłów, piece kaflowe i kominki. W mniej popularnych kotłach z wylotem spalin przy ruszcie czyste spalanie odbywa się wtedy, gdy rozpala się na ruszcie i ładuje paliwo na żar.
Większość ludzi w pierwszym odruchu puka się w czoło lub drapie po głowie, bo przecież to niemożliwe, żeby węgiel czy drewno zapalić od góry! Całe życie uczono nas, że chcąc cokolwiek podpalić, ogień podkłada się pod spód, a nawet wtedy bywa trudno. A jednak to działa, bo ogień grzeje też to, co pod nim. Działa to wolniej i dzięki temu – oraz dzięki przeniesieniu warstwy żaru NAD warstwę zimnego jeszcze paliwa – możliwe jest dokładniejsze, wręcz bezdymne spalanie węgla czy drewna.
Rozpalanie od góry
W drugim odruchu ludzie pytają: jak dokładać? Po rozpaleniu nie dokłada się – jest to palenie cykliczne większej ilości paliwa. Owszem, z przymusu, bo nie ma jak sensownie wepchnąć paliwa pod żar. Ale na co dzień nie jest to tak wielki problem jak się wydaje, tak samo jak da się jeździć na rowerze bez bocznych kółek, choć przecież powinien się przewracać na bok.
Typowy poprawnie dobrany kocioł grzeje na jednym załadunku węgla w najgorszym razie około 12 godzin. Przeważnie więc cała praca w kotłowni ogranicza się do 10–15 minut na załadunek i rozpalenie. W srogi mróz może być konieczne rozpalenie dwa razy na dobę. Wszystko zależy od paliwa (węgiel spala się dłużej, drewno – szybciej), wielkości kotła (raczej są za wielkie), izolacji budynku i aktualnej pogody. Nie zawsze jest konieczne grzanie na okrągło, aby stale mieć komfortową temperaturę w domu. Poza tym mając resztkę żaru po rozpaleniu od góry możesz zawsze dołożyć niewielkimi porcjami lub sposobem kroczącym.
Co daje rozpalanie od góry? Wedle dostępnych wyników badań rozpalenie tego samego paliwa w tym samym kotle, ale od drugiej strony niż zwykle obniża emisję pyłów o ponad 50%. Tak banalnie prosto możesz od zaraz zmniejszyć co najmniej o połowę twój wkład do smrodu i smogu za oknem – i jeszcze na tym zarobisz, bo spalając dym będziesz mieć w domu zauważalnie cieplej za te same pieniądze!
Ile można oszczędzić? Tego na razie nikt oficjalnie nie zbadał, ale na podstawie wieloletnich doświadczeń ludzi mówimy orientacyjnie o możliwej oszczędności ok. 30% opału. Są tacy, którzy spalają o połowę mniej – ale to tylko świadczy o tym, jak kolosalne ilości opału dotąd marnowali.
Same płomienie i brak smrodu smoły, bo ona się tu spala! – tak wygląda poprawne spalanie węgla.
Takie same budynki, kominy, kotły i paliwo – a efekty różne jak dzień i noc! Właściciel komina po lewej pali czysto – zobacz, ile w nim sadzy i dymu (tak, właśnie trwa rozpalanie!). Właściciel komina po prawej też właśnie rozpala.
Zalety rozpalania od góry to:
Metoda ta nie jest jednak złotym środkiem, który w 100% zlikwiduje smog (ale w 50% – czemu nie?), ani nie da ci bezobsługowej kotłowni (różnica między kotłem zasypowym, nawet rozpalanym od góry, a kotłem podajnikowym to wciąż jak między rowerem, może skuterem, a samochodem).
Jak wszystko, ma swoje wady:
Osoby stosujące palenie od góry uznają, że powyższe zalety przewyższają w ich przypadku te wady. Dlatego właśnie wieść o tej metodzie się szerzy – bo to działa, ludzie czują oszczędność w kieszeniach! Nie pomagają nam żadne organizacje – he he – ekologiczne, żadne lobby węglowe ani kotlarskie. Ba, niejednokrotnie przeszkadzają. Jesteśmy lobby domowych palaczy, które próbuje radzić sobie najlepiej jak potrafi.
Wystarczy minimalna zmiana nawyków, aby tradycyjne palenie (“od dołu”) uczynić znośnym. Wściekłe kopcenie przy tym sposobie palenia jest efektem wrzucania zbyt wielkiej porcji paliwa na zbyt małą porcję żaru. Najprościej więc będzie pozbyć się kopcenia dokładając mniejszymi porcjami.
Dokładanie małymi porcjami
Mała porcja to rzecz względna — powinna być na tyle mała, aby po dorzuceniu w kotle stale hulał ogień. Im więcej na ruszcie żaru i im intensywniej się on pali, tym więcej na raz można dołożyć bez zduszenia płomieni. Póki w kotle hula ogień, najgorsze co może wylatywać z komina to półprzejrzysty czarny dym. Nie ma mowy o gęstej siwej chmurze ani o zasmoleniu komina.
Palenie kroczące można nazwać paleniem od boku, ponieważ w tym przypadku żar wędruje w poziomie. Metoda ta jest niejako kompromisem między paleniem od góry i typowym (od dołu). Umożliwia ciągłe palenie z dokładaniem ale kosztem nie całkiem czystego spalania (wciąż jednak o niebo lepszego niż przy zasypywaniu żaru grubą warstwą świeżego paliwa).
Palenie kroczące rozpoczyna się od rozpalenia niewielkiej ilości opału na ruszcie. Gdy ta porcja porządnie się rozżarzy, przegarnia się żar na tył kotła, a obok żaru dosypuje się świeżą porcję opału, tak by stykała się z żarem bokiem, ale go nie przykrywała.
Palenie kroczące
Świeży opał nie jest tutaj gwałtownie podgrzewany jak przy paleniu od dołu, gdyż gorące spaliny nie przelatują przez jego warstwę. Zamiast tego żar pomału obejmuje cały zasyp a uwalniane z opału substancje lotne mają szansę spalić się w wysokiej temperaturze.
Zanim zasyp całkowicie się wypali, gdy na ruszcie jest jeszcze rozsądna ilość żaru, całą procedurę zaczyna się od początku. Przegarnia się pozostały żar by usunąć popiół i zgarnia go na tył rusztu, po czym z przodu dosypuje się nową porcję opału.